Znajdziesz tu 10 praktycznych wskazówek jak należy przygotować się do rozwodu przed sądem. 1. Zastanów się czy to już koniec. W wielu przypadkach, gdy małżonkowie podejmują decyzję o rozwodzie są do siebie tak negatywnie nastawieni, że nie pamiętają już dobrych chwil w swoim małżeństwie. Co więcej, być może żadne z nich
W mieście, w którym co drugie małżeństwo się rozpada, pojawiły się billboardy o… miłości. Billboardów jest 27. Można je zobaczyć, jadąc głównymi arteriami stolicy: al. Solidarności, Łopuszańską, Grochowską, Żwirki i Wigury, al. Krakowską czy Jana Pawła II. Jeden z nich zawisł także w ścisłym centrum – przy ul. Chmielnej i Dworcu Centralnym. Na każdym jest napisany ręką dziecka apel: „Kochajcie się, mamo i tato” oraz logo i adres strony internetowej Wspólnoty Trudnych Małżeństw Sychar. W mieście, w którym w 2019 r. zawarto 6130 małżeństw, a 3418 się rozwiodło, przekaz kłuje w oczy i rodzi pytanie: czym jest prawdziwa miłość? – Taki też był cel naszego uczestnictwa w kampanii zorganizowanej przez Fundację „Nasze Dzieci - Edukacja, Zdrowie, Wiara”. Billboardy wiszą też w Krakowie, Katowicach, Poznaniu, Gdańsku, Łodzi i Wrocławiu, ale tylko w stolicy akcja przeprowadzona jest na taką skalę. Tutaj współczynnik rozwodów w porównaniu z innymi miastami jest jednym z najwyższych – wyjaśnia Andrzej Szczepaniak, jeden z założycieli wspólnoty Sychar. – Przekazem o miłości w przestrzeni publicznej chcemy przeciwstawić się mentalności „rozwodowej”, która jest zaprzeczeniem prawdziwej miłości – Trudnych Małżeństw Sychar powstała w 2003 r. z inicjatywy małżonków, którzy, bez względu na to, jaką decyzję podjął ich współmałżonek, chcą wytrwać w małżeńskiej przysiędze. – To wypływa z naszej wiary, że każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania. Warunek jest tyko jeden: drogą do uzdrowienia jest nauczenie się prawdziwej miłości, na wzór miłości samego Boga do człowieka: cierpliwej, przebaczającej, ofiarnej i mądrej, czyli takiej, która nie pozwala się skrzywdzić i stawia granice złu – wyjaśnia Andrzej Szczepaniak. Służyć temu mają liczne inicjatywy organizowane we wspólnocie, takie jak warsztat rozwoju duchowego i osobowego „Wreszcie żyć – 12 kroków ku pełni życia” prowadzony w formie stacjonarnej oraz online, rekolekcje, warsztaty, na temat języków miłości czy różnic między kobietami a mężczyznami, których niezrozumienie jest częstą przyczyną małżeńskiego kryzysu. – Dla wielu osób dopiero taka sytuacja jest okazją do wypracowywania postawy miłości i gotowości do pojednania – wyjaśnia A. Sychar tworzy 61 Ognisk Wiernej Miłości Małżeńskiej w całej Polsce, a także poza jej granicami – w Wiedniu, Bonn, Chicago i na Ukrainie. W Warszawie działa 5 ognisk przy parafiach: św. Wincentego Pallottiego przy ul. Skaryszewskiej, Matki Bożej z Lourdes przy ul. Wileńskiej, św. Izydora w Markach, bł. Władysława z Gielniowa oraz św. Anny w Piasecznie. W czasie pandemii spotkania odbywają się w formie online. Każde ognisko ma stronę internetową i grupę wsparcia modlitewnego na Skype. Ile małżeństw udało się uratować? – To tylko Pan Bóg wie, ile par powróciło do siebie lub rozpoczęło proces uzdrowienia relacji – odpowiada A. Szczepaniak. Na stronie można przeczytać historie kryzysów, które zakończyły się pojednaniem: „Wróciliśmy do siebie po 9 latach”, ale także „Jak kochać małżonka po rozwodzie?” czy „Świadectwo z sali rozpraw”.Wiele historii dotyczy nie tylko powrotu i pojednania, ale także wierności wobec przysięgi małżeńskiej w czasie kryzysu lub rozstania. „W swoim krótkim małżeństwie doświadczyłam bardzo wiele zła: pornografia, przemoc słowna, mąż wyrzucił mnie z domu, bo mu »przeszkadzałam«. Byłam psychicznie skatowana, szukałam pomocy wszędzie, próbowałam ratować małżeństwo za wszelką cenę, ale było coraz gorzej. Mój mąż stwierdził, że chce rozwodu” – pisze w świadectwie „Moje Westerplatte” pani Teresa. W Niedzielę Miłosierdzia Bożego zaczęła odmawiać Nowennę Pompejańską, a kilka dni później, tuż przed pierwszą rocznicą ślubu, dostała pozew o rozwód. „To był dla mnie bardzo ciężki czas, wszyscy dookoła mówili mi, że powinnam zgodzić się na rozwód i uwolnić się od męża. Bardzo prosiłam Matkę Bożą o pomoc, chciałam, żeby wydarzył się cud” – wspomina. Jadąc na salę rozpraw, była przekonana, że nie wyrazi zgody na rozwód i nie złamie małżeńskiej przysięgi, niezależnie od tego, co postanowi sąd. „Wyrok oddalający powództwo sąd ogłaszał o w Godzinie Miłosierdzia Bożego. Godzina ta miała dla mnie wymiar symboliczny – Msza św. ślubna była mszą wieczorową z niedzieli Miłosierdzia Bożego” – opisuje kobieta. „Tylko będąc wiernym Ewangelii, mogę spokojnie żyć” – dodaje. Trudne doświadczenia z małżeństwa powierzyła Jezusowi, przebaczyła także mężowi. I tak, jak wielu członków wspólnoty, jest przekonana, że rozwód jest zaprzeczeniem ślubowanej przed Bogiem miłości.
W końcu nawiązanie nowej relacji po rozstaniu skutecznie może zaprzepaścić szanse na ponowne zejście się pary. Inaczej sprawa ma się też, gdy zapytamy, ile procent małżeństw wraca do siebie po rozwodzie.
Napisałeś książkę o sobie i o swoim związku, choć ukrywasz się za pseudonimem literackim. Co cię skłoniło, żeby opisać swoją historię? To długa historia… Dlatego postanowiłem ją nanieść na kartki. Kiedy czasami ją przytaczam przy jakichś różnych okazjach – rozmówcy opada szczęka, oczy wychodzą z orbit i po chwili złapania oddechu słyszę tylko jedno: „Musisz to napisać… Będzie bestseller…” Jak spojrzę z dystansu, w moim życiu wydarzyło się wiele cudów. Jest wielkie prawdopodobieństwo, że gdyby nie ingerencja Niebios, by mnie tu nie było. Mając pięć lat pojechałem z rodzicami na objazdowe letnie wakacje. Będąc w Wiśle, porwała mnie rzeka. Mało nie utonąłem. Uratowała mnie przypadkowa osoba. Mając dwanaście lat, wyjeżdżałem z podwórka na ulicę pożyczonym rowerem i zderzyłem się czołowo z wartburgiem. Świadkowie myśleli że nie żyję. Zszokowany kierowca, mieszkający dwa domy dalej, zaniósł mnie zakrwawionego do domu. Matka – lekarz udzieliła mi pierwszej pomocy. Przeżyłem. Wstrząs mózgu. Tydzień w szpitalu. Tydzień w domu na czworakach… W życiu dorosłym miało miejsce wiele innych cudów mniejszego lub większego kalibru. Do tych drugich niewątpliwie zaliczę dzień, w którym poznałem moją pierwszą żonę… Gdyby nie moja świętej pamięci mama, na pewno bym jej nie poznał… Potem, gdy byliśmy już małżeństwem przydarzył się kolejny cud, spadł „prosto z nieba”. Pozwolił mi widzieć jak dorasta nasza córka. Dzięki temu zrezygnowałem na dłuższy okres z pracy na morzu i związanych z tym wyjazdów. No a taki wręcz niewyobrażalny cud sprawił iż moja ex, ponieważ byliśmy już rozwiedzeni, miała przebłysk myślowy. Albowiem znajdowała się na drugim końcu świata w pewnym miejscu i czasie gdy dostała ode mnie SMS-a wysłanego z innego kontynentu. I wtedy zaniemówiła. Szczęka jej opadła, jak wspomina, oczy również wyszły z orbit… Nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła… Ponieważ po trzech latach od rozwodu wróciliśmy do siebie, okres rozłąki uświadomił nam obojgu, iż nie możemy bez siebie żyć. Wyciągnęliśmy wnioski, zmieniliśmy nastawienie. Ja byłem najgorszym pacjentem gabinetu psychoterapeutycznego. Owszem, przeczytałem wszystkie wskazane mi lektury. Ale moja psychika, moje serce za nic nie mogło dokonać wyparcia. Adwokatka próbowała mnie wspierać i twierdziła iż mam jednoznaczne dowody, aby puścić moją żonę „z torbami”. W obydwu przypadkach – nie dałem się zmanipulować. Pomimo że wówczas nienawidziłem byłej żony z całych sił, dalej ją kochałem. No właśnie... Można??? Jak widać – można… Moje serce mówiło mi, iż z pewnością wina leży pośrodku. Nie chciałem jej ranić ani pogrążać. Zatem rozwiedliśmy się bez orzekania o winie. Nasze dobra zostały skrupulatnie zliczone i sąd na osobnym posiedzeniu uznał podział za sprawiedliwy. Poranna rozprawa trwała niespełna 30 minut. Po wyjściu z sądu poszliśmy to uczcić naszą pierwszą randką. Zaprosiłem moją ex do najbliższej restauracji na śniadanie singli. Natomiast wieczorem, poszliśmy do naszych sąsiadów i zarazem najbliższych przyjaciół poinformować, że jesteśmy już po i zdać relację jak było w sądzie. Dzwoniliśmy do wszystkich wtajemniczonych znajomych i zrobiła się ad hoc najlepsza impreza rozwodowa w historii. Wszyscy przyjechali dodać nam otuchy. Podobno już wtedy oświadczałem się mojej ex. Niestety – po rozwodzie wyprowadziła się na inny kontynent, gdzie zamieszkała ze swoim wybrankiem. Czego ja nie próbowałem, żeby o niej zapomnieć. Przyjaciele wspierali mnie na każdym kroku. Nawiązywałem znajomości i romanse z różnymi dziewczynami. Były młodsze ode mnie. Były dużo bogatsze. Praca na statku pozwoliła mi skupić się na obowiązkach zawodowych. Ale po pracy – siedziałem w internecie na „Sympatii”. Czasami w portach nawiązywałem krótkie lub ultrakrótkie znajomości. Głównie dla zdrowej psychiki. Z pewnością również dla zdrowej fizjologii. Po pięciu tygodniach wracałem do pustego domu i znów: internet, „Sympatia”, telefon, bliższe lub dalsze randki. Masakra. Rozwód tak daje człowiekowi do wiwatu, głównie w sferze psychiczno-emocjonalnej, że trudno się ogarnąć. Ale mi również dał solidnego kopa. Aby nie zwariować, postanowiłem podnieść swoje kwalifikacje zawodowe do najwyższego możliwego poziomu. Oprócz zdobycia dyplomu Senior Managera na statku, postanowiłem dokształcić się na najbardziej prestiżowej na świecie uczelni dla morskich profesjonalistów i ukończyłem z wyróżnieniem dwa kierunki. Na egzamin wyznaczony w Londynie na na godzinę 11:00 (czyż nie jest to niebiańska data) przyleciałem prosto z Rio de Janeiro. Moja podmiana w Brazylii była zaplanowana na 9 Listopada. Do UK przyleciałam dnia następnego wieczorem. Zdążyłem. Wszystko powyższe miał tylko jeden cel. Odzyskać moją ex. Wierzyłem, iż mi się uda. Istniała niewielka szansa. A do takiego wniosku doszedłem analizując moment konfrontacji gdy nagle moja ówczesna żona wyszła z pewnego pubu z innym. To był najbardziej szokujący moment w moim życiu… Pisanie pod literackim pseudonimem nie jest niczym szczególnym. Różne przesłanki przemawiają za chęcią ukrycia swojego prawdziwego nazwiska. W moim przypadku najprawdopodobniej związane to było z tym iż nigdy nie myślałem że napiszę i wydam książkę ani tym bardziej ebooka. Nie jestem polonistą ani literatem. Tym bardziej nie jestem pisarzem, chociaż moje wypracowania z języka polskiego były zawsze oceniane dość wysoko. Mój styl na pewno nie jest mickiewiczowski. Nie porównuję się do nikogo. Nie jestem godzien. Od bardzo wielu lat jestem związany z morzem i na co dzień posługuję się językiem angielskim. Zatem konstrukcje moich zdań są wyraźnie „zangielszczone” i charakteryzują się pisaniem „od tyłu”. Zobaczymy, jak świat zareaguje na moje wypociny… Rozstałeś się ze swoją żoną, tak naprawdę to ona od ciebie odeszła. Jak się czułeś w tamtym czasie, dlaczego doszło do rozwodu? Za główną przyczynę uważam brak komunikacji. Brak zrozumienia. Ona uważała iż jej nie rozumiem, nie szanuję i nie doceniam. Uważała, że wolałbym aby zamiast tego, co robi i czym się zajmuje, znalazła sobie prostszą i spokojniejszą pracę. Nawet w jakimś biurze, instytucji budżetowej, czy nawet w sklepie na kasie. Oczywiście – tego ostatniego nigdy jej nie proponowałem. To ona przytacza taki przykład ironizując ponad miarę. Na co dzień prowadzi swój własny biznes, którego korzenie wywodzą się z naszej pierwszej wspólnej firmy założonej jeszcze za czasów studenckich. Muszę w tym miejscu podkreślić iż był to efekt jednego z cudów o którym wspomniałem wcześniej. Tutaj świadomie nie chcę wchodzić w szczegóły i treść książki. Rita (imię żony zmieniam) ma przeogromne osiągnięcia w swojej działalności modelingowej i w wyborach najpiękniejszej Polki. Bez względu na organizację. Sam byłem na jednym z finałów w PKiN w Warszawie, gdzie jej podopieczna zdobyła główną koronę. To były niewyobrażalne emocje. Nikt się tego nie spodziewał. Ma niewątpliwie talent na tej płaszczyźnie. Powieliła ten sukces kilkukrotnie. W pewnym momencie stała się osobą publiczną znaną z ekranów lokalnej telewizji. Regularnie występuje w radiu na żywo. Jak w każdym związku, czasami bywają kryzysy. No i nam się też przytrafił. Negatywna energia się skumulowała. Znalazł się pewien jegomość, który postanowił ją zdobyć. Trafił na moment, gdy między nami było kiepsko i stało się. W najbardziej nieoczekiwany sposób zobaczyłem, jak z klubowej imprezy na którą przyszliśmy razem, wychodzi z kimś innym. Nie mogłem uwierzyć. Z miejsca wytrzeźwiałem. To był kolosalny szok. To, co wówczas się wydarzyło, jest we mnie zadrą psychiczną nawet po dzień dzisiejszy. Rozstanie po latach z kimś kogo wybrałem sobie na żonę i matkę mojego dziecka jest obciążeniem niewyobrażalnym. To przebicie serca włócznią. Rozwód, jak uznają specjaliści, jest przeżyciem czasami większym niż śmierć kogoś bliskiego. Bo to też jest utrata. Ale nie tylko. Te wyrzuty sumienia… Dlaczego ja??? Dlaczego mnie się to przytrafiło? Dlaczego nie podołałem? Dlaczego nie starałem się bardziej ? Jak się to odbije na naszym dziecku? Na jej edukacji. Na jej przyszłych relacjach. Na jej małżeństwie, o ile w ogóle będzie chciała wyjść za mąż. Jeśli nie – nie będzie szansy na wnuki… Jak będę postrzegany ja sam… Rozwiódł się, więc coś musiało być przyczyną… Czy nadaje się na partnera życiowego? Czyjegokolwiek? I sama świadomość, iż wieloletnia żona nieoczekiwanie odchodzi i wybiera kogoś innego nasuwa pytanie, jak to możliwe, że znalazł się ktoś lepszy ode mnie… W czym jest kur*a lepszy? W tym najbardziej krytycznym momencie mojego życia, myślałem że jestem w ukrytej kamerze… Ale zauważyłem iż nasze wspólne przyjaciółki, które były w tym klubie z nami, też były w szoku. Nic nie wiedziały. Niczego się takiego nie spodziewały. Podobno mieli romans od dwóch lat… Nie wierzyłem, w to co widzę i słyszę. Wywiązał się mój wewnętrzny dialog. Diabeł mówił mi do jednego ucha „A”, a serce ripostowało mu „B” do mojego drugiego ucha. Ten dialog był niesamowity. W niezbyt długim czasie usłyszałem wszystkie argumenty za i przeciw. Jakaż to była intensywna wymiana poglądów. Błyskawiczna retrospekcja przez nasz cały związek… Nieprawdopodobne… Jednak to do serca należało ostatnie zdanie. Do dzisiaj nie wiem, jak się na taką wypowiedź zdobyło… Ale ewidentnie było górą. Nastąpiła puenta dreszczowca. Nawet nie chcę ujawnić co mi podpowiadał Diabeł. Raczej tego nigdy nikomu nie ujawnię. Serce spuentowało zamieszanie tysiąclecia i poszedłem piechotą do domu. Musiałem przewietrzyć głowę a najbardziej umysł. Było widno gdy dotarłem do domu. Wyprowadziłem się z naszej sypialni. Dzięki Bogu, to co serce powiedziało na odchodne, przyniosło skutek. Rita przyjechała. Próbowałem zasnąć, ale na nic się to zdało. Rano, zapukałem do jej sypialni. Również nie spała. Zapytałem, czy możemy porozmawiać. I wówczas po raz pierwszy zacząłem słyszeć i rozumieć, co do mnie mówi. Łzy lały się nam obojgu strumieniami…. Postanowiłeś więc żonę odzyskać i podkreślasz, że doszło do boskiej interwencji. Opowiedz nam o tym. Można przyjąć iż Bóg zainterweniował dwuetapowo. Po raz pierwszy, nazwijmy to interwencją emocjonalną, gdy z moją kumpelą wyjechaliśmy w góry na narty. Bardzo chciałem, abyśmy zostali parą, Były zimowe ferie. Skrzyknęliśmy się większą grupą i zorganizowawszy wszystko od A do Z – udaliśmy się do Włoch aby szusować w blasku słońca. Tam zawsze niebo jest błękitne, słońce oświetla Alpy od południa, a Lambrusco i Peroni w stacjach narciarskich dodają sił witalnych. Byłem po rozwodzie. Zatem cieszyłem się chwilą jako singiel. Niestety, psychika zawiodła mnie na maksa. Jakimś cudem po obowiązkowej porannej rozgrzewce wskoczyłem w narty i dojechałem do pierwszego wyciągu. Kolejnym cudem – znalazłem się sam na czteroosobowej kanapie. Jakąś minutę później, gdy promienie słoneczne opalały wystawioną do słońca twarz, zamknąłem oczy i przypomniały mi się nasze letnie wakacje, piaszczyste plaże i… Pękłem. I to nieprawdopodobnie. Zawyłem ze smutku i goryczy totalnej życiowej porażki. Łzy po policzkach spływały jak z kranu. Wyjąłem telefon i napisałem jednozdaniowego SMS-a do mojej ex. Nie miałem pojęcia, gdzie jest i co robi. Nie myślałem o tym w ogóle. I w tym konkretnym momencie jestem pewien iż to właśnie Bóg był tym posłańcem i reżyserem chwili, ponieważ Rita odebrała tę wiadomość na zupełnie innym kontynencie, mając zupełnie inny czas od mojego. Ale najważniejsze było to, gdzie się znajdowała dokładnie wtedy, gdy otrzymała tą wiadomość… I to był moim zdaniem przełom. Punkt zwrotny w tej całej historii. Ten właśnie moment był inspirację do okładki. Jej grafika nie jest przypadkowa. Odwzorowuje dokładnie tę chwilę. Rita po otrzymaniu tej wiadomości była w szoku… Wyjrzała przez przeszkloną windę którą wracała z basenu i oniemiała z wrażenia. Druga ingerencja byłą już bardziej stanowcza, Nawet do pewnego stopnia brutalna… Byłem zaproszony przez tę samą przyjaciółkę na bal lekarski. Mieliśmy naprawdę nadzieję na zostanie parą. Była byłą żoną mojego najlepszego przyjaciela, który niestety zmarł kilka lat wcześniej. Miałem raczej wielkiego doła, gdyż większość czasu tego wieczora spędziłem przy barze. Nie bardzo barmanom szło z moją ulubioną caipirinhą więc musiałem doceniać mojito. Jedno, drugie, kolejne… Około godziny drugiej padło hasło: „kończymy imprezę”… Wyszliśmy całą grupą. Każdy taksówką w swoją stronę. Ja w drodze do domu zmieniłem zdanie. Po znacznej dawce mojito mój żołądek wył z głodu. Poprosiłem kierowcę o zmianę trasy. Najpierw szaszłyk. Nie oponował. Dojechaliśmy. Zapłaciłem. Poprosiłem, żeby zaczekał. Zgodził się. Najedzony i szczęśliwy wychodzę z baru, rozglądam się za moim taksówkarzem gdy nagle dostaję od kogoś lufę w twarz. Od drugiego – w splot. I słyszę konkret: „Wyskakuj ze skóry”. Gdybym był trzeźwy – pewnie by do tego nie doszło. Gdybym był lekko wstawiony – oddałbym im tą starą kurtkę z podziękowaniem. Ale byłem nawalony jak po weselu, więc odpowiedziałem bardzo niecenzuralnie i jeszcze bardziej stanowczym tonem. No i się zaczęło. Wzajemne mordobicie. Kapturowcy w trekkingowych butach mieli olbrzymi handicap. Byli świetnie przygotowani. Mimo to, nie dawałem się. Nie byłem im zupełnie dłużny. Dobrze, że jestem wysportowany. Alkohol dodał elastyczności i w połączeniu z adrenaliną uśmierzał ból. Bijatykę zakończył wóz policyjny, który pojawił się na sygnale nie wiadomo skąd i jak. „Rozejść się!” padło hasło przez megafon. Gdy odwróciłem na chwilę wzrok, ci w tym czasie wykorzystali sytuację i zrolowali ze mnie dosłownie tę nieszczęsną kurtkę po czym uciekli Zaproszono mnie do radiowozu. Szybciutko zdałem relację i opisałem sprawców których jeszcze było widać, jak przeskakują kolejny płot pobliskiego bazaru. Dostałem papierowy ręcznik do wytarcia twarzy. Zaproponowano mi zawiezienie do szpitala. Wolałem jednak podwiezienie do domu. Wysadzili mnie na sąsiedniej uliczce. ( „Nie możemy pod adres, nie jesteśmy taksówką…”). Wszedłem do domu. I prosto do łazienki aby umyć ręce. Spojrzałem w lustro i… nie mogłem rozpoznać własnej twarzy... Zmasakrowana do granic. Policjanci powiedzieli, że miałem szczęście. Tydzień wcześniej zabito tu studenta na tle rabunkowym I również było dwóch sprawców, których jeszcze nie odnaleziono. Moja ex jakimś cudem okazało się że jest w domu, w swojej sypialni.. Zapukałem delikatnie. Powiedziałem jednym zdaniem, co mnie spotkało. I dodałem, że nie mogę samemu zdjąć marynarki. Poprosiła o zapalenie światła. Aż jęknęła z przerażenia. I dostałem od razu opieprz za debilizm. Bić się o starą kurtkę z dziurawą kieszenią i rozerwaną podszewką. Pamiętała szczegóły. Udzielała mi pierwszej pomocy w mojej łazience, gdy na chwilę straciłem przytomność. I kolejny opieprz: „Nie odjeżdżaj mi tu jak cię ogarniam!!!” Okazało się, iż miałem wiele szczęścia. Moje obrażenia okazały się być ciężkie. Zawiozła mnie następnego dnia do szpitala skąd mnie już nie wypuszczono. Przeżyłem najprawdopodobniej dzięki interwencji policji. Ale skąd się tam wzięła? O tak późnej porze i w tym miejscu? Cud…Ewidentny cud… Doszedłeś jednak szczęśliwie do siebie i postanowiliście pobrać się ponownie. Jak wyglądał ten drugi ślub? To nie było tak hop-siup. Gdy okazało się że z tamtego jej związku nic nie wyszło, był ocean łez itp. Dzięki Bogu – byłem wówczas w domu, bo nie wiem, co by sobie mogła zrobić. Krzyczała, że jej marzenia znowu legły w gruzach. Że nie ma siły już dalej żyć… Nie opuszczałem jej na krok. Rozumiałem, co czuje. Tego dnia zawiozłem ją więc do pracy, przywiozłem z powrotem do domu Tytułem pocieszenia zaproponowałem wyjazd na Ibizę. Pierwszy pierścionek zaręczynowy kupiłem jej na Walentynki. Była znów singielką. Chodził mi po głowie od wielu lat. Można go było kupić tylko w samolocie KLM. W powietrzu od stewardes obsługujących wózek Duty Free. Był przecudny z trzykolorowego złota z kilkoma diamentami. Był już pieruńsko drogi, jak go zobaczyłem po raz pierwszy – kilka lat wcześniej. Potem tylko drożał i drożał. No ale okazja była wyjątkowa, więc poprosiłem firmę o przelot do domu właśnie KLM. Przyleciałem 13 lutego. Nazajutrz, raniutko zaniosłem jej do sypialni walentynkowe śniadanie. Pierścionek zakamuflowałem w miseczce truskawek podanych na tacy do łóżka wraz z kwiatami i szampanem. Walczyłem. Zauważyła, że na dnie jest coś czerwonego, co nie za bardzo ma kształt truskawki. Gdy go wyjąłem, pytając o rozważenie poślubienia mnie ponownie, chciałem jej go wsunąć na palec, jednak niespodziewanie w tym momencie wybuchła płaczem jak wulkan. I to tak strasznie i tak głośno, że łzy z jej oczu wylatywały prawie prosto na mnie. Cofnęła momentalnie dłoń i płacząc wycedziła, że jest jeszcze nie gotowa. Że jak na nią to jest jeszcze za wcześnie. Niestety, niedługo potem, w drodze do Rio na swoje okrągłe urodziny, zdjęła biżuterię w lotniskowej łazience aby umyć ręce i pierścionka już więcej nie zobaczyła. Ułamek sekundy. Policja nie pomogła. W Rio de Janeiro postanowiłem ponowić oświadczyny. Tym razem zostały przyjęte w najbardziej romantyczny sposób jaki w owym momencie był możliwy. Drugi ślub jest nieporównywalny z pierwszym. Mieliśmy na wszystko wpływ. Datą była nasza szczęśliwa liczba. Rita w sukni ślubnej pojawiła się w swoim studio telewizyjnym na „lajwie”. Wszyscy jej gratulowali. Po przyjęciu weselnym i telewizji wieczór zakończyliśmy ze świadkami w najlepszym klubie w mieście. Jesteś marynarzem, pewnie często nie ma cię w domu. Jak dziś wygląda wasz związek? Wiele się nauczyliśmy przez ten rozwód. Człowiek sobie uświadamia że kogoś bardzo kocha w momencie, gdy go traci. Pracuję miesiąc na miesiąc więc nasz staż małżeński należało by podzielić na pół. Niedługo po ślubie oboje wyprowadziliśmy się z Polski na drugi koniec świata. Londyńskie studia zaowocowały pracą na Dalekim Wschodzie. Role się odwróciły. To teraz Rita latała co dwa miesiące do Polski. Była przeszczęśliwa, gdy z bukietem kwiatów witałem ja na lotnisku. Takie życie w ruchu i na walizkach jest naszym żywiołem. Nie ma nudy. Jest wielka dynamika. Niestety, Covid-19 zmienił wszystko. W grudniu 2019, gdy pandemia już szalała w Chinach, aczkolwiek nie była jeszcze upubliczniona, wróciliśmy do domu. Wprost na Święta Bożego Narodzenia. Jak sądzisz, dlaczego w dzisiejszych czasach ludzie tak często się rozstają? Główną przyczynę, moim zdaniem, stanowi brak komunikacji. Pomimo, że partnerzy mówią tym samym językiem w rzeczywistości – nie jest ten sam. Rita mówiła do mnie językiem, którego przez długi czas nie rozumiałem. I nie chodzi o brak zaangażowania. Że jednym uchem wpada, a drugim wylatuje. Chodzi o sposób wysławiania się taki, aby partner mógł na sto procent wszystko zrozumieć. Jako przykład podam, iż jeśli ktoś chce zrobić biznes w Chinach – musi umieć mówić po mandaryńsku. Musi znać historię, lokalną kulturę i etykietę biznesową. Ta samo jest w związkach. Jeśli żona chce coś powiedzieć małżonkowi, musi to zrobić w jego języku, a nie swoim. Idealnie jest i to podkreślę, żeby się upewnić czy „wypowiedziane zostało usłyszane i czy usłyszane zostało zrozumiane”… To jej słowa. Drugą przyczyną są z pewnością wygórowane, często złudne oczekiwania i obietnice bez pokrycia. W jednej z lektur wskazanych przez moją psychoterapeutkę znalazłem zdanie „Nie oczekuj”. Te dwa wyrazy zmieniły moją postawę życiową o 180 stopni. Bardzo mądre zdanie. Jeśli niczego nie oczekujesz i nic nie dostaniesz – jest okay. Nie jesteś zawiedziony. Jeśli dostaniesz cokolwiek – będzie to przekraczało twoje oczekiwania czyniąc cię szczęśliwym i zadowolonym. Ale jeśli oczekiwałeś czegokolwiek, a nie dostałeś nic lub mniej – będziesz smutny i zawiedziony. Czyż nie jest to prawdą? Co chciałbyś, żeby zostało w ludziach po lekturze twojej powieści? Przede wszystkim odniosę się do dzieła pewnego kanclerza pewnej rzeszy, którego czytanie było przez wiele lat zakazane. Znalazłem tam jeden bardzo mądry fragment, którego dzisiaj nie jestem w stanie przytoczyć dokładnie, ale sens jest mniej więcej taki, że żeby coś pokochać, trzeba najpierw to szanować, a żeby szanować, należy najpierw to zrozumieć. Więc upraszczając – należy w związkach odstawić na bok słowo JA. Jeśli kocham, to daję, a nie biorę. Należy wyzbyć się postawy konsumpcyjno-roszczeniowej. Bo to na pewno nie jest miłość i się nie uda. Należy w związek włożyć energię. Należy zrobić wszystko, a nawet więcej, aby ta druga osoba była szczęśliwa. W moim przypadku to akurat działa. Bo gdy ja widzę jak moja żona się śmieje od ucha do ucha, aż do łez, widzę, że jest szczęśliwa i w tym momencie ja również jestem szczęśliwy. Może jeszcze nie za bardzo wychodzą mi niespodzianki. Ale pracuję nad tym. Chodzi o elementy pozytywnego zaskoczenia. Nawet takie malutkie niespodzianki, które sprawiają drugiej osobie dużo radości. Rita ma to opanowane do perfekcji. Czasami powtarzam iż będąc z nią nie potrzebuję pić tyle kawy. Wie jak mi podnieść ciśnienie. Zaskakuje mnie na każdym kroku. Na szczęście bardziej pozytywnie niż negatywnie. Poznawanie Jej to „neverending story”. Chociaż ona też się wciąż uczy empatii. Do niedawna to uczucie było dla niej obce. Wczoraj przeczytałem, że pewna rozwódka z dorastającym nastoletnim chłopcem ma problemy ze swoim nowym partnerem. Że chłopiec robi wszystko, aby zatruć życie konkubentowi. Moim zdaniem – należy tak starać się wychować dzieci - aby w przyszłości nie miały problemów w życiu. To taka rodzicielska wieloletnia inwestycja. Dzieci nie mogą być wychowywane bez nadzoru, ponieważ w przyszłości nie będą w stanie udźwignąć ciężaru swojego związku. Będą cierpiały a my z nimi. Moja kochana teściowa od samego początku twierdziła, że jestem prostolinijny. Nie wiedziałem wówczas, jak to odbierać. Życzę Wszystkim Czytelniczkom i Czytelnikom Wszystkiego Najlepszego na 2022. Rozmawiała Magdalena Gorostiza
Przeczytaj więcej o…. Książka Życie po Rozwodzie autorstwa Pasquini Piero, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 9,55 zł. Przeczytaj recenzję Życie po Rozwodzie. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
fot. Adobe Stock, Prostock-studio Przyjaciółka spytała, czy nie za krótko znam Roberta, by myśleć o ślubie. Tylko mnie tym zezłościła! Miałam dużo czasu na wyjście za mąż, ale zaprzepaściłam swoje szanse. Wpędzało mnie to w poczucie winy i panikę. Dlatego przysięgłam sobie, że znajdę męża przed czterdziestką. Robert był żonaty dwukrotnie – Pierwszy raz się hajtnąłem, kiedy miałem 21 lat, a Mira 19 lat. Dwa lata później rozwiedliśmy się i każde poszło w swoją stronę. Chyba dzisiaj nawet bym jej nie poznał na ulicy – opowiadał. – A Gosia? – zapytałam o jego drugą żonę, matkę jego syna. – Z Gośką byłem ostrożniejszy, długo nie chciałem się żenić – przyznał. – Ale zaszła w ciążę, mieszkaliśmy razem od jakiegoś czasu, więc uznaliśmy, że ślub to tylko formalność. Dwanaście lat później okazało się, że może ślub był tylko formalnością, ale rozwód ciągnął się kilkanaście miesięcy. Koszmar, mówię ci! – wzdrygnął się. O jego drugiej żonie nasłuchałam się sporo. Robert lubił mnie do niej porównywać. Podkreślał, że pociąga go we mnie to, że jestem dokładnym przeciwieństwem jego eks. Mówił na przykład, że podoba mu się to, jaka jestem wyrozumiała, i dodawał: – Moja była wiecznie się czepiała, jak tylko się spóźniłem głupie 10 minut. Dobrze, że ty masz więcej luzu. Albo: – Jak ty to robisz, że pracujesz tyle co ja, a w domu jest zawsze posprzątane? Gośka latami nie pracowała, tylko siedziała z dzieckiem, a nie pamiętam posprzątanego mieszkania. Nie masz pojęcia, jaki syf zastawałem, kiedy wracałem z roboty. Ciągłe porównania do byłej żony stały się niepokojące Z jednej strony mi to pochlebiało i cieszyłam się z jego uznania, z drugiej – miałam wrażenie, że poprzednie małżeństwo było dla niego ważnym punktem odniesienia. Nic mu jednak na ten temat nie powiedziałam. W końcu mi się oświadczył i miałam szansę wyjść za mąż jeszcze przed czterdziestką, co było spełnieniem moich planów. Niezbyt entuzjastycznie za to podchodziła do tego pomysłu moja przyjaciółka Ewa. – Strasznie szybko – skrytykowała ten plan. – Ile wy się znacie? Pół roku? – Pięć miesięcy – mruknęłam. – I co z tego? Na co mam czekać? Życie mi ucieka, jestem na półmetku! – Ja rozumiem… – Podniosła ręce w obronnym geście. – Mówię tylko, że dość słabo go jeszcze znasz. Rozdrażniona parsknęłam na to, że znam Roberta bardzo dobrze i nie mam żadnych wątpliwości co do ślubu. Ewa rzuciła mi powątpiewające spojrzenie, które postanowiłam zignorować. W tym czasie zdecydowałam się zmienić pracę Nowa firma dała mi dużo lepszą pensję, ale idąc tam pierwszego dnia, czułam się mocno zestresowana. – Dasz sobie radę, od razu wszyscy cię polubią – Robert bardzo mnie wspierał, ale i tak się bałam. Zobacz także: "Zakochałam się w aroganckim mężczyźnie i zostawiłam dla niego partnera” Czy żałuje? Top 5 romansów na lato, które przeczytasz w jeden dzień Na szczęście okazało się, że trafiłam do naprawdę sympatycznego zespołu. Dzieliłam pokój z trzema innymi dziewczynami. Wszystkie były bardzo życzliwe i pomocne. Oczywiście, jak to kobiety, plotkowałyśmy w wolniejszych chwilach. Opowiadałyśmy sobie o naszych partnerach, niektóre o dzieciach. Jedna z koleżanek była rozwódką, ale o byłym mężu wypowiadała się bez złośliwości, druga tkwiła w nieudanym małżeństwie i narzekała na swojego małżonka tak straszliwie, że ciężko było to znieść, a trzecia właśnie się na nowo zakochała i była pełna nadziei na udany związek Ja o Robercie mówiłam raczej dobre rzeczy, ale z czasem otworzyłam się i powiedziałam dziewczynom, jak przeszkadza mi, że ciągle mówi o swojej byłej żonie. – O, to zły znak – stwierdziła ta zakochana. – Pewnie nadal coś do niej czuje, tylko to wypiera. Sama to kiedyś przerabiałam. Ciągle mi się przypominało jaki to mój eks był dla mnie okropny, aż zdałam sobie sprawę, że po prostu za nim cholernie tęsknię. Wróciliśmy do siebie i byliśmy potem razem przez kolejne dwa lata. Mówię ci, takie ciągle gadanie o niej to znak, że jeszcze się od niej nie odciął emocjonalnie. Nie mogłam zignorować tej „diagnozy”, tym bardziej że pozostałe koleżanki się z nią zgodziły. Im bliżej była data naszego ślubu, tym częściej Robert wspominał o Gosi. Oczywiście za każdym razem w kontekście tego, że wtedy popełnił błąd, a teraz jest szczęśliwy, ale dawało mi to do myślenia. Najbardziej przykro robiło mi się, kiedy okazywało się, że nie ma pojęcia, co lubię albo czego nie toleruję, za to świetnie pamiętał i głośno krytykował rozmaite przyzwyczajenia swojej eks. Uznałam jednak, że dotrzemy się po ślubie. Teraz chciałam go po prostu porządnie zaplanować. Nim sporządziliśmy listę gości, zamówiłam kilkanaście wzorów zaproszeń. Przyniosłam je do biura, żeby pokazać dziewczynom, by pomogły mi wybrać. Przy okazji gadałyśmy o ślubach i o tym, czy w ogóle mają one sens w dzisiejszych czasach. – Ja swój ślub dobrze wspominam – rzuciła Margo, ta rozwiedziona. – Za tydzień byłaby nasza siedemnasta rocznica… Spojrzałyśmy na nią równocześnie, bo w jej głosie zabrzmiał smutek i żal. Wyglądało na to, że koleżanka wciąż tęskni za byłym mężem. Kiedy ją o to zapytałyśmy, przyznała, że gdyby eks do niej wrócił, dałaby mu kolejną szansę. Najwyraźniej rozwód nie zawsze oznacza koniec uczuć, pomyślałam. Akurat tego dnia musiałyśmy zostać wszystkie po godzinach, bo firma zamykała bilans roczny i była masa zaległości. O dwudziestej w okolicy naszego biura robiło się już nieprzyjemnie i po Aśkę, tę zakochaną, przyjechał jej chłopak, a Margo miała odwieźć Becia, nieszczęśliwa mężatka. Ja zadzwoniłam po Roberta Wszedł do pokoju akurat, kiedy koleżanki wynosiły kubki po kawie, a ja się ubierałam. – Czekaj, poznasz dziewczyny – zatrzymałam go przy drzwiach. – O, już idą. To jest Beata, a to Margo. Dziewczyny, to mój narzeczony… Nagle urwałam, bo zobaczyłam, że coś się dzieje. Margo wyglądała jakby zobaczyła ducha, a Robert oparł się plecami o framugę i zacisnął w dłoniach szalik. – Margo…? – wykrztusił, nie mogąc ukryć zdumienia. – Wolę Margo niż Gośka – odpowiedziała cicho. – Teraz wszyscy tak do mnie mówią. Omal nie pacnęłam się w czoło. Przecież Margo tyle razy opowiadała o swoim synu Kubie. Ale z drugiej strony, to popularne imię, mogłam nie skojarzyć z synem Roberta. – Więc wy… – zaczęłam, chociaż to przecież było oczywiste. – Hm… No tak… To co, Robert, idziemy? Ale on nie zareagował. Stał naprzeciwko Margo i patrzył na nią tak, jakby byli tam sami. Na twarzy Margo malowały się kolejne emocje: zaskoczenie, niedowierzanie, cierpienie, upokorzenie, smutek… Czułam się niezręcznie. Dotknęłam ramienia mojego narzeczonego, a on wzdrygnął się, jakbym go obudziła. – Eee… – wymamrotał, gapiąc się wciąż na Margo. – Miło było cię spotkać… Nie wiedziałem, że tu pracujesz… eee… że pracujecie razem… Gdybym wcześniej nie wysłuchała setek jego krytycznych uwag pod adresem jego eks, byłabym pewna, że to spotkanie dwojga nieszczęśliwie rozdzielonych kochanków. Robert przez następne godziny zachowywał się, jakby był nieobecny duchem. Nie słuchał, co do niego mówiłam, zamyślał się, co chwila wyciągał komórkę, gapił się na nią i odkładał. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam, dlaczego po prostu do niej nie zadzwoni. – Do kogo? – udał, że nie rozumie. – Do twojej byłej żony – syknęłam – Przecież widzę, co się dzieje! Ciągle masz ją w głowie. Próbował zaprzeczać, plątał się i usprawiedliwiał, ale ja wiedziałam swoje. Powiedziałam, że chcę odwołać ślub Na szczęście zaproszenia nie były jeszcze wysłane. Robert prosił mnie, bym nie zmieniała naszych planów, ale oznajmiłam, że pół roku znajomości to jednak za krótko, by decydować się na małżeństwo. Od tamtego spotkania w biurze Robert nie wspomniał o byłej żonie. Margo i ja porozmawiałyśmy od serca, powiedziałam jej, że nie wiem, czy chcę dalej być z Robertem. Wyglądała, jakby jej ulżyło. Ostatecznie rozstałam się z narzeczonym kilka miesięcy później i zupełnie nie czuję z tego powodu żalu. Mam wrażenie, że chciałam wyjść za niego tylko po to, żeby zaliczyć ślub, wesele i występ w białej sukni, zanim stuknie mi magiczna czterdziestka. Teraz, kiedy okrągłe urodziny już za mną, znowu czuję się wolna. Mam całą drugą połowę życia na poznanie Tego Jedynego. Czytaj także: „Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"
Powroty po rozwodzie. Odpowiedź jest jedna – tak. Zdarzają się przypadki par, które się rozwiodły z jakiejś przyczyny, potem postanowiły wrócić do swoich partnerów, bo uświadomiły sobie, że nie potrafią bez siebie żyć. Takie powroty są bardzo trudne, bo często trudno zapomnieć jest o krzywdzie, bądź tragedii, którą
Well I guess with me and Liam back together the only date you could find was your gay best friend?I figured we're back together now and if A equals C and B equals C then A equals my grandmother's birthday party. Well we got back together this most of you know already um Kurt and I are officially back we going to be able to be friends now that Cappie and I are back together?Twoim jedynym towarzyszem został przyjaciel gej? Radzi me the only date you could find was your gay best friend?You did get us back together and no because I wanted to get back with Amy and Adrian's not pregnant so why shouldn't Amy and I get back together? Wyniki: 45, Czas:
2. informacja, opinie - prośba o konkretne odpowiedzi. 3. wymiana doświadczeń - pytanie czy ktoś miał podobnie, czy ktoś miał inaczej w tej sytuacji. czasem ze zdjęciem osoby lub innym tematycznym: 4. poszukiwanie znajomych, miłości - to anonse wtedy, selfi, szukanie osób w okolicy, organizowanie spotkań - to w weekend i jeśli dasz
Rozstanie nie zawsze oznacza koniec. Czy warto dać partnerowi drugą szansę? Czy związkowe odgrzewanie kotletów ma jakikolwiek sens? Jeśli tak, to kiedy? Rozpad związku zwykle jest bolesny. Jeśli nie dla obu stron, to przynajmniej dla jednej. Najczęściej dla tej porzuconej. Okres kwarantanny po rozstaniu może niekiedy trwać nawet wiele miesięcy – musimy przejść aż przez pięć etapów. Trudno jest bowiem wypełnić pustkę po partnerze, zwłaszcza jeżeli spędziło się razem lata. Niekiedy jednak zamiast nowej miłości pojawia się… były partner i doskonale znane uczucie. Naturalnie zastanawiamy się wtedy, czy powinnyśmy drugi raz angażować się w ten sam układ. A co, jeśli on się nie zmienił? Jeśli znowu zdradzi/oszuka/odejdzie? Wiele z nas nie potrafi się jednak oprzeć wizji stworzenia ponownego związku z dobrze znanym mężczyzną – i znowu rozpoczyna z nim związek. Są pary, które po wielokroć schodzą się ze sobą i rozchodzą. Czy w takim układzie można być szczęśliwym? Po tygodniach lub latach – Przez pięć lat byłam w związku, kochałam szaleńczo, bezwarunkowo, oddałam całą siebie. Ale zauważyłam, że zmierzamy donikąd. To ja o wszystkim decydowałam, a moje marzenia o ślubie i dziecku się nie spełniły. Rzuciłam go. Jednak potem nie umiałam żyć bez miłości. Spotykałam się z wieloma mężczyznami, lecz zawsze coś było nie tak. Do dziś nie umiem poradzić sobie z przeszłością. Czy odgrzać związek, który do niczego nie prowadzi? Czy warto wrócić do byłego partnera? – pyta rozdarta internautka na jednym z kobiecych forów dyskusyjnych. Odciąć się od przeszłości Na pytanie, czy dać byłemu partnerowi drugą szansę, nie ma jednej odpowiedzi. Pomimo wyjątków, zranione i porzucone internautki mówią jednym głosem: jeśli partner skrzywdził swoją kobietę i odszedł, a teraz błaga, aby mu wybaczyć, lepiej od razu odesłać go z kwitkiem. Mężczyzna, który raz odszedł, lekceważąc uczucie partnerki, najpewniej zrobi to kolejny raz. Szczególnie jeśli kobieta polubownie przyjmie go z powrotem pod swoje skrzydła. Ostrzega przed tym psycholog Anna Chotecka. – Zachowanie takiego człowieka to zwykłe manipulowanie uczuciami drugiej osoby. Jeśli związek się rozpadł z konkretnego powodu, odgrzewanie relacji nie będzie dobrym rozwiązaniem. Problemy, wzajemne pretensje i rozgoryczenie powrócą. A przy drugim rozstaniu ból może być jeszcze większy – uważa specjalistka. I dodaje, że najlepszym lekarstwem na złamane serce jest definitywne odcięcie się od przeszłości. – Odgrzewanie związku to tylko pozorne szczęście i ulga. Ból i smutek pojawiają się bardzo szybko. Poza tym w takim układzie trudno o prawdziwe szczęście – twierdzi Chotecka. O skomplikowanych związkach z eks piszemy również w osobnym artykule. Czasem może się udać Niekiedy bywa jednak, że powrót do byłego partnera okazuje się słuszny. Kiedy? – Gdy związek rozpadł się bez konkretnej przyczyny, a kobieta i mężczyzna nie żywią do siebie urazy czy nie rozpamiętują bolesnych wspomnień dotyczących przeszłości. Jeśli czują, że wciąż łączy ich uczucie, powinni spróbować o nie zawalczyć – twierdzi psycholog Anna Chotecka. Nie warto, jeśli… – w przeszłości partner bywał agresywny, obrażał cię, poniżał, ośmieszał i nie liczył się z twoimi uczuciami; – nie jesteś pewna, czy tego chcesz i obawiasz się, że odgrzanie związku może być błędem; – rozstanie było bolesne i wiele kosztowało cię uporanie się z dotychczasowym uczuciem; – zostałaś zdradzona; – wszyscy odradzają ci powrót do ekspartnera. Jeśli mówią jednym głosem, coś musi być na rzeczy; – chcesz się na nim odegrać, np. schodząc się i zdradzając go albo szybko porzucając. Ewa Podsiadły-Natorska Zobacz także: Jak sprawdzić, czy on cię zdradza? Bądź czujna i zdemaskuj swojego niewiernego partnera. Miłość, która uzależnia Tak wygląda obsesyjna miłość. Taki odgrzewany związek warto jednak zacząć, od nowa przechodząc przez wszystkie etapy. Od randek do głębszego zaangażowania. Błędem będzie powracanie do stanu sprzed rozstania, czyli np. do wspólnego zamieszkania. Stopniowe pogłębianie relacji, która przecież bardzo się zmieniła, pozwoli uniknąć powtórnego rozczarowania i lepiej przyjrzeć się partnerowi. To korzystniejsze niż rzucanie się na głęboką wodę… i zimny prysznic, oznaczający nieudaną próbę powtórnego stworzenia związku. Dobrze byłoby również na początku wyjaśnić sobie wszystkie wątpliwości. Wkroczenie drugi raz w ten sam związek wymaga szczerej rozmowy z partnerem, zaangażowania, determinacji i… odwagi. Warto dać drugą szansę, jeśli… – oboje bardzo tego chcecie (a nie tylko jedna strona!); – powód rozpadu związku nie był poważny: rozstaliście się przez głupstwo albo drobnostkę, a nie zdradę, kłamstwo czy rękoczyny, których dopuścił się jeden z partnerów; – bliscy podpowiadają ci, że to wartościowy mężczyzna i warto spróbować (są bardziej obiektywni od ciebie); – jesteś pewna, że wciąż bardzo kochasz byłego partnera. I on zapewnia cię o tym samym; – chcesz się ostatecznie przekonać, czy warto odgrzewać związki. Podobny problem ma wiele kobiet, które zastanawiają się, czy powinny wrócić do swojej pierwszej miłości, eksnarzeczonego czy byłego męża… W niektórych przypadkach okazja do ponownego stworzenia związku pojawia się zaledwie po paru tygodniach, a w niektórych – nawet po wielu latach. Zawsze jest jednak ogromnym dylematem. Serce mówi Czy odgrzewany związek może się udać? Kobiety, które dały drugą szansę byłemu partnerowi, radzą zachować ostrożność i rozsądek. – Wiem, że serce mówi, aby spróbować, jednak z doświadczenia wiem, że to nie ma sensu. Kiedyś rozstałam się z mężczyzną i myślałam, że umrę z żalu i tęsknoty. Po jakimś czasie znów się pojawił, a ja naiwnie dałam mu kolejną szansę. Ale cudownie było tylko przez chwilę i znowu się rozstaliśmy. Schodziliśmy się tak i rozstawaliśmy, a ja tylko cierpiałam. Dopiero gdy poznałam innego mężczyznę, zrozumiałam, co naprawdę znaczy kochać – twierdzi internautka Klaudia. Są jednak kobiety, które wręcz marzą o powrocie do ekspartnera. – Byliśmy razem przez cztery lata. On niestety kilka miesięcy temu odszedł do innej, co bardzo mocno przeżyłam. Do tej pory nie mogę się otrząsnąć i liczę, że wrócimy do siebie. Wybaczyłabym mu wszystko. Nie potrafię zaufać innym mężczyznom i bardzo mi go brakuje – wyznaje Ania z Lublina. Ta strona używa plików cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie. Więcej szczegółów w naszej Polityce Cookies. Nie pokazuj więcej tego powiadomienia
Po rozwodzie nie szukała nowego partnera. Spotkała go na korcie tenisowym Agnieszka Święcicka. 30 stycznia 2022, 06:00 Po rozpadzie małżeństwa długo dochodziła do siebie. Pod swoją
Dzień Dobry Pani, Dziękuję Pani za podzielenie się swoimi wątpliwościami, z obszaru relacji partnerskiej. Bazując na Pani relacji, domniemam, że przyczyną Państwa rozstania na okres 1,5 miesiąca, było nie odpowiadanie na Wasze wzajemne potrzeby, między innymi Pani narzekanie i niezadowolenie >>Wcześniej moim problemem było ciągłe narzekanie i niezadowolenie>Ze tlamsze jego hobby, ze jestem marudna, ze nie pracuje nad soba i nic sie nie zmienilo<< Gdyby miała Pani życzenie rozmowy ze mną, zapraszam do kontaktu via Skype. Z przesłaniem dla Pani, żeby się Państwu udało! @ tel. 502 749 605
qbZ0sq. 0mxooc401w.pages.dev/2420mxooc401w.pages.dev/3730mxooc401w.pages.dev/1520mxooc401w.pages.dev/3020mxooc401w.pages.dev/10mxooc401w.pages.dev/580mxooc401w.pages.dev/1420mxooc401w.pages.dev/420mxooc401w.pages.dev/277
po rozwodzie wróciliśmy do siebie